- Zaraz wysłałem moich kurierów do Sabne-Chetam, Sethroe, Pi-Uto i innych miast, gdzie stoją fenickie okręty, ażeby wyładowały wszystek towar. I myślę, że za parę dni wasza dostojność otrzyma tę drobną sumkę.
-
Drobna! - przerwał książę ze śmiechem. - Szczęśliwy jesteś, wasza dostojność, jeżeli sto talentów
nazywasz drobną sumką.
Hiram pokiwał
głową.
-
Dziad waszej dostojności - rzekł po namyśle - wiecznie żyjący
Ramesses-sa-Ptah za- szczycał mnie swoją przyjaźnią; znam też jego
świątobliwość waszego ojca (oby żył wiecz- nie!) i nawet sprobuję złożyć mu
hołd, jeżeli będę dopuszczony...
- Skądże ta wątpliwość?... -
przerwał książę.
- Są tacy - odparł gość -
którzy jednych dopuszczają, innych nie dopuszczają
do oblicza fa- raonowego, ale mniejsza o nich... Wasza dostojność nie jesteś temu winien, więc ośmielę się zadać wam
jedno pytanie... Jak stary przyjaciel waszego dziada i ojca.
- Słucham.
- Co to znaczy - mówił powoli
Hiram - co to znaczy, że następca i namiestnik faraona musi pożyczać sto
talentów, gdy jego państwu należy się przeszło sto tysięcy talentów?...
- Skąd?... - zawołał Ramzes.
- Jak to skąd?... Z danin od
ludów azjatyckich...
Fenicja winna wam pięć tysięcy, no
i ja ręczę, że odda, jeżeli nie trafią się jakieś wypad- ki... Ale oprócz niej
Izrael winien trzy tysiące, Filistyni i Moabici po dwa tysiące, Chetowie
trzydzieści tysięcy... Wreszcie nie pamiętam pozycji szczegółowych ale wiem, że
ogół wynosi sto trzy czy sto pięć tysięcy talentów Ramzes gryzł wargi; na jego
ruchliwej twarzy widać było bezsilny gniew. Spuścił oczy i milczał.
- Więc to prawda... - nagłe
westchnął Hiram wpatrując się w namiestnika. - Więc to praw- da?... Biedna
Fenicja, ale i
Egipt...
-
Co mówisz, wasza dostojność? - zapytał książę marszcząc brwi. - Nie
rozumiem twoich biadań...
-
Książę wiesz, o czym mówię, skoro nie odpowiadasz na moje pytanie -
odparł Hiram i powstał, jakby z zamiarem odejścia. - Mimo to... nie cofnę
obietnicy... Będziesz, książę, miał sto talentów.
Nisko ukłonił
się, lecz namiestnik zmusił go do zajęcia miejsca.
- Wasza dostojność ukrywasz
coś przede mną - rzekł głosem, w którym czuć było obrazę. - Chcę, ażebyś mi
wytłomaczył: jaka to bieda grozi Fenicji czy
Egiptowi...
- Nie wiedziałżebyś o tym,
wasza dostojność? - pytał Hiram z wahaniem.
- Nic nie wiem. Spędziłem przeszło
miesiąc w świątyni.
-
Właśnie tam można było dowiedzieć się o wszystkim...
-
Wasza dostojność mi powiesz! - zawołał namiestnik uderzając pięścią w
stół. - Nie lubię, ażeby bawiono się moim kosztem...
-
Powiem, jeżeli wasza dostojność dasz mi wielkie przyrzeczenie, że nie
zdradzisz się przed nikim. Chociaż... nie mogę uwierzyć,
aby księcia, następcy, nie zawiadomiono o tym!...
-
Nie ufasz mi? - zapytał zdumiony książę.
-
W tej sprawie żądałbym przyrzeczenia od samego faraona - odparł Hiram stanowczo.
-
A więc... przysięgam na mój miecz i sztandary naszych wojsk, że nikomu
nie powiem o tym, co mi wasza dostojność odkryjesz.
-
Dosyć - rzekł Hiram.
-
Słucham.
-
Książę wie, co w tej chwili dzieje się w Fenicji?
-
Nawet i o tym nie wiem! - przerwał zirytowany namiestnik.
-
Nasze okręty - szepnął Hiram - ze wszystkich krańców świata ściągają do
ojczyzny, aże- by na pierwsze hasło przewieźć ludność i skarby gdzieś... za morze...
na zachód...
-
Dlaczego? - zdziwił się namiestnik.
-
Bo Asyria ma nas wziąć pod swoje panowanie.
Książę wybuchnął śmiechem.
-
Oszalałeś, czcigodny mężu!... - zawołał. - Asyria ma zabrać Fenicją!...
A cóż my na to, my Egipt?
- Egipt już się zgodził.
Namiestnikowi
krew uderzyła do głowy.
-
Upał plącze ci myśli, stary człowieku - rzekł do Hirama spokojnym
głosem. - Zapomi- nasz nawet, że podobna sprawa nie mogłaby mieć miejsca bez pozwolenia faraona i... mego!
-
I to nastąpi. Tymczasem zawarli układ
kapłani.
-
Z kim?... Jacy kapłani?..
-
Z arcykapłanem chaldejskim, Beroesem, umocowanym przez króla Assara -
odparł Hi- ram. - A kto z waszej strony?... Nie twierdzę na pewno, ale zdaje
się, że jego dostojność Herhor, jego dostojność Mefres i święty prorok Pentuer.
Książę zbladł.
- Uważaj, tyryjczyku - rzekł -
że oskarżasz o zdradę najwyższych dostojników
państwa.
-
Mylisz się, książę, to wcale nie jest zdrada : najstarszy arcykapłan
Egiptu i minister jego świątobliwości mają prawo prowadzić układy z sąsiednimi
mocarzami. Wreszcie, skąd wie wasza dostojność, że wszystko to nie dzieje się z
woli faraona?
Ramzes musiał przyznać w duszy, że
układ podobny nie byłby zdradą państwa, tylko - lek- ceważeniem jego, następcy
tronu. Więc to w taki sposób traktują go kapłani, jego, który za rok może być faraonem?...
Więc dlatego
Pentuer ganił wojny, a Mefres popierał go!..
- Kiedyż to się miało stać,
gdzie?... - spytał książę.
- Podobno zawarli układ w
nocy, w świątyni Seta za Memfisem - odpowiedział Hiram. - A kiedy?... Dobrze
nie wiem, lecz zdaje się, że tego dnia, kiedy wasza dostojność wyjeżdżałeś z
Memfisu.
„A nędznicy!... - myślał
namiestnik. - To oni tak szanują moje stanowisko... Więc oni mnie oszukiwali i
opisem stanu państwa?... Jakiś dobry bóg budził moje wątpliwości w świątyni
Hator...”
Po chwili
wewnętrznej walki rzekł głośno:
- Niepodobna!... I dopóty nie
uwierzę temu, co mówisz, wasza dostojność, dopóki nie dasz mi dowodu.
-
Dowód będzie - odparł Hiram. - Lada dzień przyjeżdża do Pi-Bast wielki
pan asyryjski, Sargon, przyjaciel króla Assara. Przyjeżdża tu pod pozorem
pielgrzymki do świątyni Astoret-
h, złoży dary wam,
książę, i jego świątobliwości, potem - zawrzecie układ... Naprawdę zaś
przypieczętujecie to, co postanowili kapłani na zgubę Fenicjan, a może i własne
nieszczęście.
- Nigdy! - rzekł książę. -
Jakież to wynagrodzenie musiałaby Asyria dać
Egiptowi...
-
Oto jest mowa godna króla: jakie wynagrodzenie dostałby Egipt? Bo dla
państwa każdy układ jest dobry, byle coś na nim zyskało... I to właśnie dziwi
mnie - ciągnął Hiram - że Egipt zrobi zły interes: Asyria bowiem zagarnia,
oprócz Fenicji, prawie całą Azję, a wam jakby z łaski zostawią: Izraelitów,
Filistynów i półwysep Synaj... Rozumie się, że w takim razie prze- padną należne
Egiptowi daniny i faraon nigdy
nie odbierze tych stu pięciu
tysięcy talentów.
Namiestnik
potrząsnął głową.
-
Nie znasz - odparł - wasza dostojność, kapłanów egipskich: żaden z nich
nie przyjąłby takiego układu.
-
Dlaczego? Fenickie przysłowie mówi: lepszy jęczmień w stodole niż złoto
w pustyni. Mogłoby się więc zdarzyć, że Egipt, gdyby czuł się bardzo słabym,
wolałby darmo Synaj i Palestynę aniżeli wojnę z Asyrią. Ale otóż to mnie
zastanawia... Bo nie Egipt, lecz Asyria dziś jest łatwa do pokonania: ma zatarg
na północnym wschodzie, posiada mało wojsk, a i te są liche. Gdyby napadł ją
Egipt, zniszczyłby państwo, zabrałby niezmierne skarby z Niniwy i Babelu i raz
na zawsze utrwaliłby swoją władzę w Azji.
- Więc widzisz, że taki układ
nie może istnieć - wtrącił Ramzes.
-
W jednym tylko wypadku rozumiałbym podobne umowy, gdyby kapłani chcieli
znieść władzę królewską w Egipcie... Do czego wreszcie dążą od czasów waszego
dziada, książę...
- Znowu mówisz od rzeczy -
wtrącił namiestnik. Ale w sercu uczuł niepokój.
- Może mylę się - odparł
Hiram, bystro patrząc mu w oczy. - Ale posłuchaj, wasza dostoj- ność...
Przysunął swój
fotel do księcia i mówił zniżonym głosem :
-
Gdyby faraon wydał wojnę Asyrii i wygrał ją, miałby wielką armię
przywiązaną do jego osoby. Sto tysięcy talentów zaległych danin. Ze dwieście
tysięcy talentów z Niniwy i Babelu.
Nareszcie - ze sto tysięcy
talentów rocznie z krajów zdobytych. Tak ogromny majątek po- zwoliłby mu
wykupić dobra zastawione u kapłanów i raz na zawsze położyć koniec ich mię-
szaniu się do władzy.
Ramzesowi
błyszczały oczy. Hiram mówił dalej:
-
Dzisiaj zaś armia zależy od Herhora, a więc od kapłanów, i z wyjątkiem
pułków cudzo- ziemskich faraon, w razie walki, liczyć na nią nie może.
Nadto zaś skarb faraona jest
pusty, a większa część jego dóbr należy do świątyń. Król choćby na utrzymanie
dworu musi co roku zaciągać nowe długi, a że Fenicjan już u was nie będzie,
więc musicie brać od kapłanów... Tym sposobem za dziesięć lat jego
świątobliwość (oby żył wiecznie!...) straci resztę swoich dóbr, a co później?...
Na czoło
Ramzesa wystąpił pot kroplisty.
- Widzisz więc, dostojny panie
- mówił Hiram - że w jednym wypadku kapłani mogliby, a nawet musieliby przyjąć
najsromotniejszy układ z Asyrią: jeżeli chodziłoby im o poniżenie i zniesienie
władzy faraona... No - może istnieć i drugi wypadek: gdyby Egipt był tak słaby,
że za wszelką cenę potrzebowałby spokoju...
Książę zerwał
się.
-
Milcz! - zawołał. - Wolałbym zdradę najwierniejszych sług aniżeli
podobną niemoc kra- ju!... Egipt musiałby Asyrii oddać Azję... Ależ w rok
później sam wpadłby pod jej jarzmo, bo
podpisując hańbę przyznałby się do bezsilności...
Chodził
wzburzony, a Hiram patrzył na niego z litością czy współczuciem. Nagle Ramzes zatrzymał się przed Fenicjaninem i rzekł:
-
To fałsz!... Jakiś zręczny hultaj oszukał cię, Hiramie, pozorami prawdy
i ty mu uwierzy- łeś. Gdyby istniał
taki traktat, układano by go w największej tajemnicy. A w takim razie jeden
z czterech kapłanów, których wymieniłeś, byłby zdrajcą nie
tylko króla, lecz nawet swoich współspiskowców...
-
Mógł przecie być ktoś piąty, który ich podsłuchiwał - wtrącił Hiram.
-
I tobie sprzedał tajemnicę?...
Hiram uśmiechnął się.
-
Dziwno mi - rzekł - że książę jeszcze nie poznałeś potęgi złota.
-
Ależ zastanów się, wasza dostojność, że nasi kapłani mają więcej złota
aniżeli ty, choć jesteś bogacz nad bogacze!...
-
Ja jednak nie gniewam się, gdy mi przybędzie choćby drachma. Dlaczego
inni mieliby odrzucać talenty?...
-
Bo oni są sługami bogów - mówił rozgorączkowany książę - bo oni
lękaliby się ich ka- ry...
Fenicjanin
uśmiechnął się.
- Widziałem - odparł - wiele
świątyń różnych narodów, a w świątyniach duże i małe posą- gi: drewniane,
kamienne, nawet złote. Ale bogów nie spotykałem nigdy...
-
Bluźnierco!... - zawołał Ramzes. - Jam widział bóstwo, czułem na sobie
jego rękę i sły- szałem głos...
- Gdzie to było?
-
W świątyni Hator: w jej przysionku i w mojej celi.
- W dzień?... - pytał Hiram.
- W nocy... - odparł książę i
zastanowił się.
- W nocy - książę słyszał mowę
bogów i - czuł - ich rękę - powtarzał Fenicjanin wybijając pojedyncze wyrazy. -
W nocy wiele rzeczy można widzieć. Jak to było?...
- Byłem chwytany za głowę,
ramiona i nogi, a przysięgam...
- Psyt!.. - przerwał Hiram z
uśmiechem. - Nie należy przysięgać nadaremnie.
Uporczywie wpatrywał się w Ramzesa
swymi bystrymi i mądrymi oczyma, a widząc, że w młodzieńcu budzą się
wątpliwości, rzekł:
-
Ja ci coś powiem, panie. Jesteś niedoświadczony, otoczony siecią
intryg, ja zaś byłem przyjacielem twego dziada i ojca. Otóż oddam ci jedną
usługę. Przyjdź kiedy w nocy do świątyni Astoreth, ale... zobowiązawszy się do
zachowania tajemnicy... Przyjdź sam, a prze- konasz się, jacy to bogowie
odzywają się i dotykają nas w świątyniach.
- Przyjdę - rzekł Ramzes po namyśle.
- Uprzedź mnie, książę,
którego dnia z rana, a ja powiem ci hasło wieczorne świątyni i bę- dziesz tam
dopuszczony. Tylko nie zdradź mnie ani siebie - mówił z dobrodusznym uśmie-
chem Fenicjanin. - Bogowie niekiedy przebaczają zdradę swoich tajemnic, ludzie nigdy...
Ukłonił się, a
potem wzniósłszy oczy i ręce do góry zaczął szeptać błogosławieństwo.
-
Obłudniku!... - zawołał książę. - Modlisz się do bogów, w których nie
wierzysz?... Hiram dokończył błogosławieństwa i rzekł:
-
Tak jest: nie wierzę w bogów egipskich, asyryjskich, nawet fenickich,
lecz wierzę w Je- dynego, który nie mieszka w świątyniach i nie jest znane jego imię.
- Nasi kapłani wierzą także w
Jedynego - wtrącił Ramzes.
-
I chaldejscy także, a jednak i ci, i tamci sprzysięgli się przeciw
nam... Nie ma prawdy na świecie, mój książę!...
Po odejściu Hirama książę zamknął
się w najodleglejszym pokoju, pod pozorem odczyty- wania świętych papyrusów.
Prawie w okamgnieniu w jego
ognistej wyobraźni uporządkowały się nowo otrzymane wiadomości i utworzył się
plan. Przede wszystkim zrozumiał, że między Fenicjanami i kapła- nami toczy się
cicha walka na życie i śmierć. O co?... Naturalnie o wpływy i skarby. Prawdę
rzekł Hiram, że gdyby Fenicjan zabrakło w Egipcie, wszystkie majątki faraona,
nawet nomar- chów i całej arystokracji, przeszłyby pod panowanie świątyń.
Ramzes nigdy nie lubił kapłanów i
od dawna wiedział i widział, że większa część Egiptu już należy do kapłanów, że
ich miasta są najbogatsze, pola najlepiej uprawiane, ludność za- dowolona. Rozumiał
należąca do świątyń wydobyłaby faraona z nieustannych kłopotów i podźwignęłaby
jego władzę.
Książę wiedział o tym i
niejednokrotnie wypowiadał to z goryczą. Lecz gdy za sprawą Herhora został
namiestnikiem i otrzymał dowództwo korpusu Menf, pogodził się z kapłanami i we
własnym sercu tłumił stare niechęci do nich.
Dziś wszystko
to odżyło.
Więc kapłani nie tylko nie
powiedzieli mu o swoich układach z Asyrią, ale nawet nie uprzedzili go o
poselstwie jakiegoś Sargona?
Może wreszcie być, że kwestia
stanowiła największą tajemnicę świątyń i państwa. Lecz dlaczego ukrywali przed
nim cyfrę danin zalegających u rozmaitych azjatyckich narodów?... Sto tysięcy
talentów, ależ to suma, która mogła od razu poprawić majątkowy stan faraona...
Dlaczegoż oni to ukrywali, o czym nawet wiedział tyryjski książę, jeden z
członków rady tego miasta?...
Co za wstyd dla niego,
następcy tronu i namiestnika, że dopiero obcy ludzie otwierają mu oczy!
Lecz była rzecz jeszcze gorsza:
Pentuer i Mefres na wszelki sposób dowodzili mu, że Egipt musi unikać wojny.
Już w świątyni Hator nacisk ten
wydawał mu się podejrzanym: wojna bowiem mogła do- starczyć państwu krocie
tysięcy niewolników i podźwignąć ogólny dobrobyt kraju. Dzisiaj zaś wydaje się
tym konieczniejszą, że przecież Egipt ma do odebrania sumy zaległe i do zdo-
bycia nowe.
Książę podparł
się rękoma na stole i rachował:
„Mamy - myślał - do odebrania sto
tysięcy talentów danin... Hiram liczy, że złupienie Ba- bilonu i Niniwy
przyniosłoby ze dwieście tysięcy - razem trzysta tysięcy jednorazowo...
Taką sumą można pokryć koszta
największej wojny, a zostanie jako zysk - kilkakroć sto tysięcy niewolników i
sto tysięcy rocznej daniny z krajów na nowo podbitych. Potem zaś - dokończył
książę - obrachowalibyśmy się z kapłanami...” Ramzes był rozgorączkowany. Mi-
mo to przyszła mu refleksja:
„A gdyby Egipt
nie mógł przeprowadzić zwycięskiej wojny z Asyrią?...”
Lecz przy tym pytaniu
zagotowała się w nim krew. Jak to Egipt, jak Egipt może nie zdep- tać Asyrii, gdy
na czele wojsk stanie on, Ramzes, on, potomek Ramzesa Wielkiego, który sam
jeden rzucił się na chetyckie wozy wojenne i rozbił je!...
Książę wszystko mógł pojąć,
wyjąwszy tego, ażeby on mógł być pokonanym, mógł nie wydrzeć zwycięstwa
największym mocarzom. Czuł w sobie bezmiar odwagi i zdziwiłby się, gdyby
jakikolwiek nieprzyjaciel nie uciekł na widok jego rozpuszczonych koni.
Przecież na wojennym wozie faraona stają sami bogowie, ażeby go zasłaniać
tarczą, a nieprzyjaciół razić niebieskimi pociskami.
„Tylko... co ten Hiram mówił mi o
bogach?... - pomyślał książę. - I co on ma mi pokazać w świątyni Astoreth?... Zobaczymy.”
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Hiram dotrzymał obietnicy. Co
dzień do książęcego pałacu w Pi-Bast przychodziły tłumy niewolników i długie
szeregi osłów dźwigających: pszenicę, jęczmień, suszone mięso, tkani- ny i
wino. Złoto zaś i drogie kamienie przynosili kupcy feniccy pod dozorem
urzędników domu Hirama.
Tym sposobem namiestnik w
ciągu pięciu dni otrzymał przyrzeczone mu sto talentów. Hi- ram policzył sobie
niewielki procent: jeden talent od czterech na rok, i nie żądał zastawu, lecz
poprzestał na kwicie księcia poświadczonym przez sąd Potrzeby dworu były hojnie
zaopa- trzone. Trzy kochanki namiestnika otrzymały nowe szaty, mnóstwo osobliwych
pachnideł i po kilka niewolnic rozmaitej barwy. Służba miała obfitość jedzenia
i wina, robotnicy królew- scy odebrali zaległy żołd, wojsku wydawano
nadzwyczajne porcje.
Dwór był zachwycony tym
więcej, że Tutmozis i inni szlachetni młodzieńcy, na rozkaz Hi- rama, otrzymali
od Fenicjan dość wysokie pożyczki, a nomarcha prowincji Habu i jego wyżsi
urzędnicy dostali kosztowne prezenta.
Toteż uczta następowała po uczcie,
zabawa po zabawie, mimo ciągle wzrastającego upału. Namiestnik widząc
powszechną radość sam był zadowolony. Trapiła go tylko jedna rzecz: zachowanie
się Mefresa i innych kapłanów. Książę myślał, iż dostojnicy ci będą mu robili
wymówki za to, że zaciągnął tak wielki dług u Hirama, wbrew naukom, jakie
odebrał w świątyni. Tymczasem święci ojcowie milczeli i nawet nie pokazywali
się u dworu.
-
Co to znaczy - rzekł pewnego dnia Ramzes do Tutmozisa - że kapłani nie
udzielają nam upomnień?... Przecież takich zbytków jak obecnie nie
dopuszczaliśmy się nigdy. Muzyka gra od rana do nocy, a my pijemy od wschodu słońca i zasypiamy z kobietami w objęciach
albo ze dzbanami pod głową.
-
Za co mieliby nas upominać? - odparł oburzony Tutmozis. - Czyliż nie
przebywamy w mieście Astarty, dla której najmilszym nabożeństwem jest zabawa, a
najpożądańszą ofiarą miłość? Zresztą kapłani rozumieją, że po tak długich umartwieniach
i postach należy ci się odpoczynek.
-
Mówili ci to? - spytał z niepokojem
książę.
-
I nieraz. Wczoraj, nie dawniej, święty Mefres rzekł do mnie śmiejąc
się, że tak młodego człowieka, jak ty, więcej pociąga zabawa aniżeli
nabożeństwo albo kłopoty rządzenia pań- stwem.
Ramzes zamyślił się. Więc
kapłani uważają go za lekkomyślnego młodzieniaszka, pomimo że on, dzięki Sarze,
dziś -jutro zostanie ojcem?... Ale tym lepiej: będą mieli niespodziankę, gdy
przemówi do nich swoim własnym językiem...
Co prawda książę samemu sobie
robił lekkie wyrzuty: od chwili gdy opuścił świątynię Hatory, ani przez jeden
dzień nie zajmował się sprawami nomensu Habu. Kapłani mogą przy- puszczać, że
albo jest zupełnie zadowolony objaśnieniami Pentuera, albo że - znudził się mię-
szaniem do rządów.
-
Tym lepiej... - szeptał. - Tym lepiej...
W jego młodej duszy, pod
wpływem ciągłych intryg otoczenia albo podejrzeń o intrygi, zaczynał budzić się
instynkt obłudy. Ramzes czuł, że kapłani nie domyślają się, o czym on rozmawiał
z Hiramem i jakie plany rozsnuwał w swej głowie. Tym zaślepionym wystarczało,
że on bawi się, z czego wnosili, że rządy państwem pozostaną w ich rękach.
„Bogowie tak zamącili ich rozum -
mówił do siebie Ramzes - że nawet nie pytają się : dla- czego Hiram udzielił mi
tak wielkiej pożyczki?... A może ten chytry tyryjczyk potrafił uśpić ich
podejrzliwe serca!... Tym lepiej !... tym lepiej!...”
Robiło mu to
dziwną przyjemność, gdy myślał, że kapłani oszukali się na jego rachunek.
Postanowił i
nadal utrzymywać ich w błędzie, więc bawił się jak szalony.
Istotnie kapłani, a przede
wszystkim Mefres i Mentezufis, oszukali się i na Ramzesie, i na Hiramie.
Przebiegły tyryjczyk udawał wobec nich człowieka bardzo dumnego ze swoich sto-
sunków z następcą tronu, a książę z nie mniejszym powodzeniem grał rolę rozhulanego
mło- dzika.
Mefres był nawet pewny, że książę
poważnie myśli o wypędzeniu Fenicjan z Egiptu, a tymczasem i on sam, i jego
dworzanie zaciągają długi, aby ich nigdy nie spłacić. Przez ten czas świątynia
Astarty, jej liczne ogrody i dziedzińce roiły się od tłumu pobożnych. Co dzień,
jeżeli nie co godzina, z głębi Azji, mimo strasznego upału, nadciągała do
wielkiej bogini jakaś kompania pielgrzymów.
Dziwni to byli pielgrzymowie.
Zmęczeni, zlani potem, okryci kurzem szli z muzyką tań- cząc i śpiewając niekiedy
bardzo wszeteczne piosenki. Dzień upływał im na pijatyce, noc na wyuzdanej
rozpuście ku czci bogini Astoreth. Każdą taką kompanię można było nie tylko
poznać, ale wyczuć z daleka: nieśli bowiem ogromne bukiety ciągle świeżych
kwiatów w rękach, a - zdechłe w ciągu roku koty w węzełkach.
Koty te oddawali pobożni do
balsamowania lub wypychania paraszytom mieszkającym pod Pi-Bast, a następnie
odnosili je z powrotem do domów, jako szanowne
relikwie.
W początkach miesiąca Misori
(maj-czerwiec) książę Hiram zawiadomił Ramzesa, że tego dnia wieczorem może
przyjść do fenickiej świątyni Astoreth. Gdy po zachodzie słońca ściemniło się
na ulicach, namiestnik przypiąwszy krótki miecz do boku włożył płaszcz z
kapturem i nie dostrzeżony przez nikogo ze służby wymknął się do domu Hirama.
Stary magnat
czekał na niego.
- Cóż - rzekł z uśmiechem -
nie boisz się, wasza dostojność, wchodzić do fenickiej świąty- ni, gdzie na
ołtarzu zasiada okrucieństwo, a służy mu przewrotność?
- Bać się?... - spytał Ramzes
patrząc na niego prawie z pogardą. - Astoreth nie jest Baalem ani ja dzieckiem,
które można wrzucić w rozpalony brzuch waszego
boga.
-
I książę wierzysz temu? Ramzes wruszył
ramionami.
-
Naoczny i wiarogodny świadek - odparł - opowiadał mi o waszych ofiarach
z dzieci. Pewnego czasu burza rozbiła wam kilkanaście statków. Natychmiast
kapłani tyryjscy ogłosili nabożeństwo, na które zebrał się tłum ludu...
Książę mówił z
widocznym wzburzeniem.
-
Przed świątynią Baala, na wzniesieniu, siedział ogromny śpiżowy posąg z
głową wołu. Jego brzuch był rozpalony do czerwoności. Wtedy, na rozkaz waszych
kapłanów, głupie mat- ki fenickie zaczęły składać najpiękniejsze dzieci u stóp
okrutnego boga...
- Samych chłopców - wtrącił Hiram.
-
Tak, samych chłopców - powtórzył książę. - Kapłani skrapiali każde
dziecko wonno- ściami, ubierali w kwiaty, a wówczas posąg chwytał je śpiżowymi
rękoma, otwierał paszczę i pożerał krzyczącego wniebogłosy... Za każdym razem z
ust boga wybuchały płomienie.
Hiram śmiał się cicho.
-
I wasza dostojność wierzysz temu?
-
Opowiadał mi to, powtarzam, człowiek, który nigdy nie kłamie.
-
Mówił to, co istotnie widział - odparł Hiram. - Czy jednak nie zastanowiło go, że żadna z matek,
którym palono dzieci, nie płakała?
-
Istotnie zadziwiła go ta obojętność kobiet, zawsze gotowych do wylewania łez, nawet nad zdechłą kurą.
Dowodzi to jednak wielkiego okrucieństwa w waszym narodzie.
Stary Fenicjanin kiwał głową.
-
Dawnoż to było? - spytał.
-
Przed kilkoma laty.
-
No - powoli mówił Hiram -jeżeli wasza dostojność zechcesz kiedy
odwiedzić Tyr, będę miał zaszczyt pokazać wam taką uroczystość...
- Nie chcę jej widzieć!...
- Następnie zaś pójdziemy na
inne podwórze świątyni, gdzie książę zobaczy bardzo piękną szkołę, a w niej -
zdrowych i wesołych tych samych chłopców, których przed kilkoma laty spalono...
- Jak to?... - zawołał Ramzes
- więc oni nie zginęli?...
-
Żyją i rosną na tęgich marynarzy. Gdy wasza dostojność zostaniesz
świątobliwością - obyś żył wiecznie! - może niejeden z nich będzie prowadził
twoje okręty.
- Więc oszukujecie wasz
lud?... - roześmiał się książę.
-
My nikogo nie oszukujemy - odparł z powagą tyryjczyk. - Oszukuje każdy
sam siebie, gdy nie pyta o objaśnienie uroczystości której nie rozumie.
- Ciekawym... - rzekł Ramzes.
Komentarze
Prześlij komentarz